Kiedy w styczniu 2020 roku założyłam działalność, miałam umówionych parę spotkań w szkołach i wykład na Uniwersytecie Gdańskim. Czekałam na te spotkania, na wspólne dyskusje i nowe perspektywy. Niestety, pandemia sprawiła, że do skutku doszło jedno jedyne spotkanie w lutym, z Studenckim Kołem Naukowym „Bałkanika”.
Niejednokrotnie zastanawiałam się, czy mój pomysł na spotkania z przecież niewiele młodszymi ludźmi jest czegoś wart. Ogromną wartością było dla mnie spotkanie w Gdańsku, jednak parę miesięcy bez dzielenia się swoimi opowieściami naruszyło moją pewność siebie.
Dlatego kiedy napisała do mnie Eleanor, uczennica szkoły średniej w… Pittsburghu w stanie Pensylwania, nie ukrywałam zaskoczenia. Eleanor dotarła do wywiadów ze mną w Internecie, a przy pomocy Google Translatora przejrzała treści na stronie. Ją oraz jej przyjaciół, założycieli internetowego magazynu The Diversity Story zafascynowała moja wizja turystyki. Do tego stopnia, że poza wywiadem, którego tłumaczenie publikuję poniżej, umówiliśmy się na spotkanie online. A gdy warunki na to pozwolą, na wycieczkę. Tak, z USA do Macedonii.
Eleanor Park, The Diversity Story: Opowiedz więcej o swojej firmie. Jak wygląda Twój typowy dzień pracy?
Nie mam „typowego dnia pracy”, a określenie „firma” wydaje się tak ogromne, gdy odnosi się do mojej działalności! Działam sama, jestem przedsiębiorczynią, która wcześniej pracowała jako dziennikarka sportowa, instruktorka i sędzia siatkówki, wychowawca na obozach młodzieżowych, obsługa hotelowa – od pomocy kuchennej, przez obsługę dużych wydarzeń, po sprzątanie i recepcjonistkę, przewodniczka wycieczek rowerowych, pracownik biura podróży… a od 2015 roku pilotka wycieczek i przewodniczka po Albanii i Macedonii.
W 2016 roku założyłam blog o Macedonii, który początkowo miał być tylko zapisem moich badań i obserwacji podczas wymiany studenckiej. Przygotowywałam się do napisania pracy magisterskiej na temat potencjału turystyki w rozwiązywaniu konfliktów. Zamierzałam kontynuować badania na studiach doktoranckich, ale jakoś nikt nie był zainteresowany takim tematem badawczym. Wskoczyłam więc do turystyki. Mimo to wciąż czytam wiele publikacji naukowych, prowadzę własne, amatorskie badania, bez mentora, którego czasem mi brakuje. Składam zdobywaną wiedzę jak puzzle.
Pod koniec 2019 roku postanowiłam rozpocząć nową, niezależną działalność i rozbudować markę ekspercką. Działalność Do Macedonii została zarejestrowana w styczniu 2020 roku. W lutym mój kalendarz był wypełniony i… wtedy wszystkie moje wycieczki zostały odwołane z powodu pandemii. Na szczęście nie zainwestowałam ogromnych pieniędzy w gwarancję bankową i nie otworzyłam biura podróży, w przeciwnym razie prawdopodobnie skończyłabym w ogromnych długach.
Pracuję z domu. Moje biuro to dosłownie stół w salonie. Uczę się marketingu i czytam o etycznej i zrównoważonej turystyce. Doskonalę język macedoński i angielski i zaczynam uczyć się serbskiego. Chciałbym kiedyś wrócić do albańskiego, ale jest to chwilowo zbyt ambitne i angażujące zadanie. Rozwijam swoją stronę internetową i narrację. Codziennie przeszukuję macedońskie media, wyszukuję historie poszczególnych osób, nawiązuję kontakty z aktywistami, pasjonatami, niekoniecznie związanymi z turystyką. W tej chwili chyba najmniej interesują mnie atrakcje turystyczne, szukam ludzi i ich historii.
Jak COVID-19 wpłynął na Twoją pracę?
Jak na ironię, pandemia przyczyniła się do mojego błyskawicznego rozwoju. Gdybym wszystkie te zaplanowane wyjazdy się odbyły, nie miałbym szansy zwolnić i przyjrzeć się swoim wartościom i wizji. Pracowałbym przez cały sezon z biurami, które ich nie podzielają, mają inne priorytety.
Nie potrafię zliczyć, ile razy przez wszystkie lata pracy zaciskałam zęby, uśmiechając się do krzywdzących komentarzy o miejscowych, ile razy ukrywałam własne przekonania, odpowiadałam wymijająco, bo posiadanie własnego zdania nie zawsze jest witane przychylnie w pracy dla dużych biur podróży. Ludzie są tu na wakacjach, nie przeszkadzaj im, pociągając ich do odpowiedzialności za słowa! Było trudno, ale bezpiecznie. Miałam pracę, miałam pieniądze, aby kontynuować działalność. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że się pogubiłam. Musiałam liczyć na oferty z innych biur, uciszyłam swój osobisty przekaz. Mój blog powoli zamieniał się w kolejną witrynę podróżniczą, z postami o „10 instagramowych miejscach w Macedonii”. I to jest w porządku, potrzebowałam i potrzebuję takich treści – ale nie powinny one wymazywać kwestii, o które walczę.
To był rollercoaster. Wzloty i upadki. Zimą ubiegłego roku ledwo przetrwałam moment, kiedy byłam bliska usunięcia strony internetowej i porzucenia wszystkiego – w tym mojej wizji na turystykę. Wtedy zdecydowałam, że zamiast walczyć ze strachem, nauczę się go oswajać i rozumieć. Zaczęłam budować narrację od zera.
Skupiam się na zrównoważonych, etycznych podróżach. Pogłębiam wiedzę o porozumieniu bez przemocy, kwestiach wielokulturowości, różnorodności, antyrasizmu, włączania (inclusion).
Jak już powiedziałam, nie mam typowego dnia pracy. Jedyną rzeczą, która stała się moją codzienną rutyną, jest wieczorne notowanie rzeczy, za które jestem wdzięczna, oraz przezwyciężanie strachu przed wyjściem ze strefy komfortu.
Najgorszym wrogiem mojej produktywności jest syndrom oszustki. Ale świadomość jego obecności inspiruje mnie też do działania, bo chciałabym pokazać innym kobietom, że nasz głos jest wartościowy.
Co zainspirowało Cię do podjęcia kariery w turystyce i założenia tej firmy?
Brak zrównoważonej turystyki i narracji antyrasistowskiej w podróżniczej literaturze faktu, blogach, książkach. Brak głosów i perspektywy osób nie-białych, europocentryzm w pisaniu o podróżach.
Ludzie, którzy przekonywali mnie, że szybko zwinę żagle, że nikogo to nie interesuje, że dla takich osób jak ja i „z moim doświadczeniem” nie ma miejsca. Jeśli ktoś mówi mi, że coś jest niemożliwe, tym bardziej robię to, udając, że tego nie słyszałam.
Prze wiele lat chciałam zostać reportażystką lub korespondentką wojenną. Chciałem opowiadać historie innych ludzi. Potem odkryłam książkę Johna Urry’ego – Spojrzenie turysty. To zmieniło moje spojrzenie na podróżowanie i turystykę. Fascynuję się relacjami między narracją turystyczną i polityczną, wykluczającym językiem turystycznym, inscenizowaniem atrakcji i doświadczęń podróżniczych, władzą i przywilejami, na których opiera się turystyka.
Niedawno odkryłam Brené Brown i jestem zachwycony, ponieważ dała mi to, czego mi brakowało – język. Do tej pory opierałam się tylko na przeczuciach, własnej wrażliwości i przemyśleniach. Teraz odnajduję swój wiodący głos, który mówi: powinniśmy rozmawiać z ludźmi, a nie o nich oraz jeśli to nie Ty jesteś opowiadasz historię o sobie, ktoś opowiada ją za Ciebie, nie możesz napisać nowego zakończenia. Chciałabym, żeby ludzie mogli odzyskać swoje historie, swój głos. W turystyce mamy tendencję do przejmowania i swego rodzaju kolonizowania ich opowieści.
Jak dotarłaś do miejsca, gdzie jesteś teraz? Co studiowałaś, jaką obrałaś ścieżkę edukacyjną i zawodową?
Powiedziałbym… przypadkowo? Chociaż nie jest to do końca prawdą. Mój tata, nauczyciel wychowania fizycznego, organizował obozy dla młodzieży jeszcze zanim się urodziłam. Zaangażował w to całą rodzinę. Nasze rodzinne wakacje wyglądały tak: moja mama raz w roku wskakiwała na rower, przeobrażając się w wychowawczynię na obozie. Ja i mój młodszy brat braliśmy w nich udział początkowo z samochodu pomocniczego, przeszkadzając tacie rozbijać namioty. Jeszcze później mój tata i ja skupiliśmy się na siatkówce, którą trenowałam. Organizowaliśmy wspólnie krajowe mistrzostwa młodzieży w piłce siatkowej oraz obozy siatkarskie. I tak się zaczęło.
Jednak nigdy tak naprawdę nie myślałam o pracy w turystyce. Nie ukończyłam żadnych studiów turystycznych, jedynie kurs pilotów wycieczek. Tylko że te kursy są jak prawo jazdy – zdajesz egzamin, dostajesz papierek i wreszcie… uczysz się jeździć.
Kierunek studiów wybrałam tak, by czytać ciekawe książki. Licencjat ukończyłam na kierunku filologiczno-historycznych studiach środkowoeuropejskich. Była to mieszanka filologii polskiej z elementami czeskiej i węgierskiej, kulturoznawstwa i historii ogólnej z etnologią. Studia magisterskie ukończyłam na bałkanistyce, ale niewiele o nich mogę powiedzieć, bo… spędziłam je głównie na pisaniu pracy oraz w Macedonii.
Wszystkim polecam uczestnictwo w wyjazdach na wymiany studenckie. Podczas studiów licencjackich spędziłem jeden semestr w Pradze. To było otwierające oczy i głowę doświadczenie. Gdybym nie spotkała tam kilku osób z całego świata –Panamy, Japonii, różnych części USA, Czech – pewnie byłabym dzisiaj inną osobą. To było zderzenie z innymi światami, wyjście – nawet ratunek! – z polskiej, jednorodnej kultury.
Czasem zazdroszczę wielokulturowym krajom. Ale to niedoceniany skarb. Jesteśmy ślepi na bogactwo kulturowe, zamknięci w naszych dzielnicach, wolimy płacić setki dolarów, aby zobaczyć „inne kultury”, których nie widzimy za rogiem. Ślepota i turystyka napędzają siebie nawzajem. Nauczyły mnie tego nie same podróże, ale spotykani ludzie. Bez ludzi podróżowanie niczego by mnie nie nauczyło.
W jaki sposób oprócz podróżowania realizujesz swoje pasje?
Mam wiele pasji, mogłybyśmy na ich temat przeprowadzić kolejny wywiad! Poza tym z każdej rzeczy staram się uzyskać coś, co łączy nową rzecz z tą, którą już znam. Widzę wzory. Jednak najwięcej czerpię z historii, kwestii społecznych, socjologii. Prawdę mówiąc, nie czytam tak dużo o Macedonii czy Albanii. Wiele rzeczy rozumiem lepiej, patrząc na nie z dystansu, z perspektywy. Na przykład ostatnio słuchałem znakomitego podcastu na temat spisu ludności w USA. Nagle w głowie błysnęło mi światło, które pozwoliło mi spojrzeć jeszcze inaczej na zbliżający się spis ludności w Macedonii i związane z nim kwestie. Chyba najefektywniejszym sposobem na realizację moich zainteresowań jest po prostu ciekawość.
Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
Stałe prowokowanie siebie, rzucanie wyzwania, by zmieniać perspektywę. To chyba Tim Ferriss powiedział, że jego mottem jest: „Nie wierz we wszystko, co myślisz” i bardzo to do mnie przemawia! Praca, która polega na codziennym odpowiadaniu na wyjątkowe pytania sprawia, że przeglądasz się w nich jak w lustrze. Kwestionujesz własne proste ścieżki myślenia.
Ponadto ścieżka, na którą niedawno wkroczyłam, ścieżka podważania rasistowskiej i ksenofobicznej narracji, odpowiedzialności za swoje słowa i działania, jest jak codzienne wychodzenie ze strefy komfortu. To jest dla mnie teraz najlepsza i najgorsza – lub najtrudniejsza – część pracy.
Dlaczego autentyczność jest dla Ciebie „nierealną” lub „niesprawiedliwą” ideą? Co autentyczność znaczy dla Ciebie? Co jest najbliższe autentyczności, co ludzie mogą uzyskać?
To jest bardzo szerokie i złożone pytanie! Po pierwsze, musiałybyśmy zacząć od rozpakowania, czym jest (lub oznacza) autentyczność. Jeśli pozostaniemy przy autentyczności w turystyce, istnieje wiele, czasem sprzecznych, definicji. Ja jestem tylko pasjonatką, która porzuciła doktorat na ten temat, ale nadal jest nim zafascynowana.
Jeden z najlepszych komentarzy na temat autentyczności znalazłam w pracy polskiej badaczki Anny Wieczorkiewicz (Apetyt turysty): nie ma niezłomnych prawd, są tylko pomysły na autentyczność. Według Erik Cohena, autentyczność w turystyce nie jest stałą, ustaloną kategorią – to proces! Wśród najważniejszych publikacji, które opisują ten proces, warto wymienić Turystę: Nowa teoria klasy próżniaczej autorstwa Deana MacCannella. Polecam rozpocząć poszukiwania autentyczności w turystyce od niej i wspomnianego już Johna Urry’ego.
MacCannel przekonuje, że atrakcje turystyczne są projektowane, stwarzane, a nawet sakralizowane. Dotyczy to zarównoatrakcji, jak i wyobrażeń na temat kultur, miejsc i całych krajów. Dlaczego uważam, że to niesprawiedliwą ideę? Bo kiedy opieramy się na wyobrażeniach, często tworzonych przez kampanie marketingowe, filmy, książki – wybrane skrawki całości – mamy skłonność do podważania autentyczności innych osób, a tym samym ich tożsamości. Podróżując gdzieś, w określony sposób wyobrażamy sobie nasz cel. Stąd rozczarowanie, stąd często uważamy pewne miejsca za przereklamowane.
Romantyzujemy ubóstwo. Uwielbiamy wzdychać i mówić „Ech, nie ma komercji, jest szczęście i spokój.” Przyjeżdżamy na chwilę i chcemy zakląć odwiedzane miejsca w kapsule czasu. Afrykańskie plemiona z dostępem do Internetu? Oszustwo! Rozwój i modernizacja bałkańskich miasteczek? Nieautentyczne! Chcemy ten sielankowy obraz na jedną chwilę, chwilę naszej wizyty. Nie chcemy, żeby się zmieniali – nie dlatego, że zależy nam na ich szczęściu, ale na naszym wyobrażeniu o szczęściu, o życiu, o którym nie mamy pojęcia, bo bierzemy w nim udział z bardzo bezpiecznej bańki.
Nie wiem, co jest najbliższe autentyczności. Staram się nie polegać na tej kategorii tak bardzo, jak kiedyś. Być może zbliżenie się do autentyczności oznacza słuchanie i bycie wysłuchanym.
Czy możesz rozwinąć różnicę między „turystą” a „podróżnikiem”? W jaki sposób dana osoba może upewnić się, że podróżuje odpowiedzialnie i jest otwarta?
Prawda jest taka – nie widzę różnicy. Nie lubię tych reklam typu „nie dla turystów, tylko dla podróżników”. Jednak zajęło mi trochę czasu, zanim tutaj dotarłam, bo oczywiście też uważałam się za w pewien sposób lepszą, zapodróżniczkę, nie turystkę. Teraz postrzegam to jako niebezpieczne dzielenie ludzi na lepszych i gorszych, mądrzejszych i w jakiś sposób ograniczonych.
„Podróżnicy” uważają się za mądrzejszych, ponieważ ich zdaniem są w stanie dotknąć, posmakować, poczuć autentyczność, a tymczasem niejednokrotnie są uwięzieni we własnych wyobrażeniach, przekonaniach, kodach kulturowych wcale nie mniej od „tych turystów z dużych biur podróży”. To, co widza, tłumaczą zgodnie ze znanymi sobie wzorami. To trochę jak z „fałszywymi przyjaciółmi” (false friends), znanych z nauki języków. Niektóre słowa wyglądają i brzmią tak samo w różnych językach, ale mają różne, czasem skrajnie różne, znaczenia. Podobnie jest z naszym postrzeganiem innych kultur. To co widzimy, nie zawsze „tłumaczy się” na naszą kulturę tak samo, jak na tą, do której wchodzimy jako goście.
Chciałabym przywołać cytat z Ibrama X. Kendiego, który uwielbiam, o różnicy między rasizmem a antyrasizmem: „bycie antyrasistą oznacza przyznanie się do tego, że bywamy rasistami”. Będziemy popełniać błędy. Będziemy okazywać brak szacunku, będziemy używać kolonialnego czy rasistowskiego języka. To nieuniknione, bo w takiej kulturze i języku wyrośliśmy. Chodzi jednak o to, że powinniśmy być za swój język odpowiedzialni i na niego szczególnie uważni. Nie chodzi nawet o to, że musimy się czegoś nauczyć – musimy oduczyć się znacznie więcej.
Nie mam przepisu na otwartość. Staram się nie dzielić ludzi na kategorie, co nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Dla mnie to codzienna walka ze sobą, aby zamiast skreślać, próbować zrozumieć tych, którzy oczerniają i krzywdzą mnie czy innych, aby dojść do źródła tego, dlaczego to robią i jak można ten kurek zakręcić. Niestety, takie „kurki” czasem odnajduję też w sobie, odkręcone.
Jak zdefiniowałbyś turystykę etyczną? Czym jest dla Ciebie turystyka etyczna i dlaczego jest ważna?
Nie czuję się wystarczająco kompetentna, aby podać definicję. Ponadto… wydaje mi się, że czasami definicje są ograniczające lub zbyt bezpieczne. Możesz się za nimi schować. Jeśli znasz definicję, uwalnia cię ona od myślenia.
W jednej definicji niemożliwe jest ustalenie „dekalogu turystyki etycznej”. Jeśli to zrobimy, część osób zacznie przestrzegać reguł, a zarazem będzie czuła się usprawiedliwiona, kiedy zostanie pociągnięta do odpowiedzialności za coś, co znalazło się poza ramami definicji. W końcu nikt jej nie powiedział, że to też nie jest okay. Dlatego tak ważna jest odpowiedzialność.
Mogę powiedzieć, co dla mnie nie jest turystyką etyczną. Turystyka etyczna nie zawsze oznacza turystykę bez biura podróży. To iluzja, że podróżując samotnie, zawsze wyrządzamy mniej szkód, ponieważ tak naprawdę nigdy nie jesteśmy „podróżnikami solo”. W dodatku coraz częściej tacy podróżnicy mają blogi, vlogi itp. i na nich powielają szkodliwe stereotypy, wynikające z tego, o czym mówiłam wcześniej.
Etyczna turystyka nie zawsze oznacza slow travel. Myślę, że bycie slow travelerem to dobry kierunek, ale mimo to możemy tak bardzo skupić się na zewnętrznej idei, że łatwo jest się zgubić i przestać zauważać i rozumieć ludzi wokół nas, zwłaszcza jeśli nie pasują naszej definicji.
Turystyka etyczna to nie zawsze wolontariat, a już na pewno nie wyjazdy do innych krajów, aby pomóc w obszarach, w których nie mamy doświadczenia i tylko po to, by się zabawić.
Przyszło mi do głowy porównanie. Wydaje mi się, że turystyka etyczna ma coś wspólnego z ćwiczeniami na siłowni. Jeśli pozostajesz w swojej strefie komfortu, nie stymulujesz mięśni do wzrostu. Podobnie jest z turystyką odpowiedzialną – niekoniecznie jest ona komfortowa.
Czy powinnam reklamować moje wycieczki: podróże niekomfortowe? To byłoby całkiem oryginalne, prawda?
Czy masz jakąś radę dla osób, które chciałyby uczynić podróże swoim celem życiowym?
Chciałbym, żebyśmy zaczęli inaczej definiować podróż. Jest taki popularny cytat: „każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku”. Zatem… bądźmy otwarci i pełni szacunku od pierwszego kroku, który każdego dnia robimy, wstając z łóżka. Bądźmy ciekawi ludzi, którzy mieszkają tuż za rogiem, a także tysiące „rogów” dalej.
Jakie są Twoje plany na przyszłość?
Ambitne i niełatwe do zrealizowania. Współpracuję z macedońską organizacją pozarządową, która stworzyła projekt Genuine Experiences, promujący zrównoważoną turystykę w Macedonii i Albanii. Ten rok będzie tak naprawdę rokiem próby, albo coś „kliknie”, albo będę musiała poważnie rozważyć zmianę branży.
W tym roku chcę wdrożyć kilka programów, każdy oparty na zrównoważonej, etycznej turystyce. Zamierzam też pisać więcej tekstów i wypowiadać się na te niepopularne tematy, których podobno nikt nie chce słuchać ani czytać, mówić z odwagą. Wciąż uczę się być odpowiedzialną, nie uciszać własnego przekazu i tworzyć przestrzeń dla głosów innych.
Chciałabym stworzyć platformę porozumienia, dialogu. Nawet jeśli ja pracuję w Macedonii, chciałabym, żeby po wycieczce ze mną lub odwiedzeniu mojej strony internetowej podróżujący ze mną otrzymali narzędzia i otwartość do tworzenia własnych, „niekomfortowych”, ale odpowiedzialnych, satysfakcjonujących podróży.
Najważniejszymi projektami w tym roku dla mnie są: wyjazd kobiecy – nastawiony na spotkania z kobietami z różnych grup etnicznych i społecznych w Macedonii, w tym także z Albankami, macedońskimi muzułmankami czy Romkami, poświęcenie czasu na dyskusje z nimi, poznanie ich perspektywy, codziennego życia. Drugim projektem chciałabym zainteresować szkoły średnie i wyższe – chodziłoby zarówno o wyjazdy edukacyjnych, ale także spotkania w szkołach i dyskusje o tym, czym jest podróżowanie i dlaczego coś jest nie tak z językiem, którym opowiadamy o innych, odbierając im głos i ich historię.
Jeśli zaczniemy o tym mówić wcześnie i częściej, będzie nam znacznie łatwiej, ponieważ zamiast się oduczać, zaczniemy się od razu uczyć.
I dostrzegać w ludziach ludzi, a nie atrakcje w zoo.