W 2016 roku przyjechałam do Macedonii na badania. Zamierzałam zebrać materiały, które pomogą mi w opracowaniu teoretycznym rodzącej się we mnie wówczas idei. Potencjału turystyki w rozwiązywaniu konfliktów.
W czasie moich badań terenowych, po dziesięciu latach władzy prawicowej partii VMRO-DPMNE i Nikoli Gruevskiego, inicjatora projektu tożsamościowego Skopje 2014, do władzy doszła partia SDSM. Część obserwatorów widziało w nowym premierze, Zoranie Zaevie, zapowiedź pro-unijnego, inkluzywnego kursu, zakończenia konfliktów i rozpoczęcia dialogu z sąsiadami.
Głównym zadaniem, jakie postawił sobie Zaev, było zakończenie trwającego ponad ćwierć wieku konfliktu z Grecją. Oficjalnie i przy aplauzie Parlamentu Europejskiego udało się to w chwili podpisania przez Zaeva i jego greckiego odpowiednika, Alexisa Tsiprasa, umowy prespańskiej na początku 2019 roku. Jeszcze przed jej podpisaniem członkowie Parlamentu Europejskiego zgłosili greckiego i macedońskiego premiera do Pokojowej Nagrody Nobla. Rok później, w grudniu 2020, obaj politycy otrzymali pokojową nagrodę z rąk Peace Research Institute Frankfurt. Parę dni temu panowie ponownie zostali uhonorowani. Tym razem Międzynarodową Westfalską Nagrodą Pokojową.
Czy jednak porozumienie prespańskie rzeczywiście zaprowadziło pokój i zgodę pomiędzy Grecją i Macedonią – od czasu jego podpisania – Północną?
Pozytywny i negatywny pokój
W studiach nad pokojem i zarządzaniem konfliktami wyróżnia się pokój negatywny i pozytywny. Rozróżnienie to przypisuje się norweskiemu socjologowi, Johanowi Galtungowi. Zgodnie z nim, negatywny pokój to po prostu stan bez wojny, konfliktu, działań zbrojnych. Pokój pozytywny oznacza podejmowanie aktywnych działań w celu zapobiegnięcia przemocy, wprowadzania równości, budowania porozumienia. Choć przypisywane Galtungowi, rozróżnienie to już wcześniej stosował m.in. Martin Luther King, podkreślając, że brak wojny nie jest wystarczający. Pozytywny pokój to istnienie sprawiedliwości, która nikogo nie wyklucza.
Stan negatywnego pokoju nie wyklucza przemocy strukturalnej (nierówności społecznych, zróżnicowanego dostępu różnych grup np. do edukacji, służby zdrowia, władzy) czy przemocy kulturowej (usprawiedliwianie dyskryminujących działań w oparciu o uprzedzenia, np. profilowanie rasowe).
Innymi słowy, stan negatywnego pokoju nie przeciwdziała konfliktowi.
On go zamiata pod dywan.
Gdy podróże nie kształcą, gdy podróże odkształcają
Krytyka idei turystyki jako „generatora pokoju” pojawiła się wraz z jej entuzjastycznym ogłoszeniem ponad wiek temu. Najwięksi przeciwnicy określają turystykę wręcz kontynuacją kolonializmu – i mają ku temu podstawy. Sektor turystyczny niewątpliwie przyczynia się do wyzyskiwania jednych regionów na rzecz innych, lepiej rozwiniętych, pogłębiania nierówności, lecz także antagonizowania kultur czy dehumanizowania Innego lub jego redukcji do lekkostrawnego obrazka.
Optymistyczne założenie, że samo istnienie turystyki kreuje pokój, opiera się na naiwnie i płytko interpretowanej teorii kontaktu Gordona Allporta. Amerykański psycholog zakładał, że osobiste spotkania zmniejszają wrogość i utrudniają odczłowieczenie osoby, która z „obcego” staje się „(po)znanym”.
Założenie to jest jak najbardziej prawidłowe i podparte kilkoma dekadami badań – a nieskromnie dodam, że także moją własną praktyką. Jednak podpisane przez dwóch polityków porozumienie, spisane w niezrozumiałym urzędniczym języku nie rozpali sympatii dwóch zantagonizowanych społeczeństw. Analogicznie, płytkie turystyczne spotkanie, ukształtowane przez wyobrażenia narosłe na długo przed wyjazdem, nie doprowadzi do porozumienia pomiędzy gościem i gospodarzem.
A turystyka w ogromnej mierze opiera się właśnie na tym: wielokrotnych kliszach, utrwalających tylko wzajemne stereotypy, zamiast prowokować do zastanowienia nad nimi. Opiera się na spektaklu, po drugiej stronie nie dostrzegając człowieka, lecz element wystroju.
Taka podróż – czy to samotna z plecakiem, czy z biurem podróży, w świecie kulturowych klisz nie ma to naprawdę znaczenia – nie kształci, lecz odkształca.
Jak dzieliłam turystów na lepszych i gorszych
Wpadłam w tę pułapkę.
Gdy obroniłam pracę magisterską, zafascynowana Macedonią i Albanią postanowiłam energicznie wprowadzać ideę otwartej turystyki w praktykę. Krytycznie odnosiłam się do masowego sektora, z głębokim przekonaniem, że jeśli nie całe zło, to przynajmniej ogromna jego część kryje się właśnie tam.
Prowadząc wycieczki, wierzyłam, że posługuję się etycznym, otwartym językiem. Wierzyłam, że sprzeciwiając się uproszczonej narracji i stereotypom krążącym wokół Macedonii czy Albanii ni mniej, ni więcej, ale buduję zrozumienie.
Parę sezonów spędziłam, podświadomie dzieląc klientów – choć z pewnością wtedy bym się do tego przed sobą nie przyznała – na tych „otwartych”, tych, którzy chcą się czegoś dowiedzieć, zrozumieć. I całą resztę.
Dzieliłam tak rodziców i nauczycieli, z którymi pracowałam. Dzieliłam tak osoby zadające pytania na grupach na Facebooku, blogerów, piszących o Bałkanach.
Miałam własnych „gorszych Innych”, z którymi nie chciałam się zrozumieć, znaleźć wspólnego języka i usiąść przy stole. Tak samo jak turyści, którzy wzbudzali moje oburzenie i sprzeciw, wygłaszając mniej lub bardziej ksenofobiczne komentarze.
Zapomniałam tylko o jednym. Katedra nie powstaje od kopuły. Musiałam znaleźć własne fundamenty.
Moja turystyka zaczyna się ode mnie
W 2018 roku sprzedałam i poprowadziłam swoją pierwszą osobiście zaprojektowaną wycieczkę do Macedonii. Myślałam, że nauczyłam się wystarczająco dużo, by rozwijać turystykę w Macedonii. Znałam miejsca, znałam smaki, znałam infrastrukturę, język i historię. Nie było (i wciąż nie ma) drugiego bloga o Macedonii, tak kompleksowo zajmującego się macedońskimi „atrakcjami turystycznymi”.
Na początku 2020 roku doszłam do ściany.
Potrzebowałam pandemii, gwałtownego zaciągnięcia hamulca i kolejnego roku poświęconego na dokształcanie oraz inspirujących spotkań, by zacząć się oduczać.
By przypomnieć sobie, czym zawsze była dla mnie turystyka. A była dla mnie Pięknymi Ludźmi.
Wierzę, że turystyka naprawdę ma potencjał wprowadzania pokoju. Ale nie jest jego generatorem. Turystyka to jedno z narzędzi, którymi można wspierać inkluzywną edukację, innowacyjną przedsiębiorczość, przez którą można promować antyrasizm i równość.
Jednak sama obecność turystyki – podobnie jak samo podpisanie porozumienia – nie wystarczy.
„Moja” turystyka zaczyna się ode mnie. Od moich fundamentów. Moje podróże obejmują zarówno wyprawy na Bałkany, jak i spacer do sąsiedniej dzielnicy. Uczę się obserwować ludzi i rozmawiać z nimi – szczególnie z tymi, którzy otwarcie i gniewnie się ze mną nie zgadzają. To najbardziej wymagająca i prawdopodobnie najdłuższa podróż, w jaką kiedykolwiek się wybrałam.
Możesz wybrać się w nią ze mną.