Zmiana nazwy to za mało – refleksja nad bułgarskim weto

Od kiedy po raz pierwszy poruszyłam na blogu kwestię konfliktów wokół Macedonii, coraz trudniej przychodzi mi pisanie na ten temat. Wynika to… z klątwy wiedzy. Od czasu, gdy zainteresowałam się macedońskim dyskursem i obrałam sobie go jako temat pracy magisterskiej – nie przestałam pogłębiać tej kwestii. Fascynuje i bulwersuje ona mnie tym bardziej, im więcej wymiarów dostrzegam.

W tym tkwi problem. Dużo łatwiej podejmować tę dyskusję na spotkaniach ze studentami, które chcę i mam nadzieję kontynuować, gdy będzie okazja. Jak jednak wypowiadać się na ten temat nie w środowisku akademickim, lecz na blogu? Bez zbyt krzywdzących uproszczeń, a jednocześnie zrozumiale?

Macedonia nie wchodzi do Unii

Gdy w 2018 roku premierzy Macedonii (Zoran Zaev) i Grecji (Alexis Tsipras) w zawartym tzw. Porozumieniu Prespańskim zakończyli, przynajmniej rzekomo, trwający niemal trzy dekady spór o nazwę Macedonii, ogłoszono dyplomatyczny sukces o skali europejskiej. Już wówczas sceptycznie wypowiadałam się na jego temat, choć nie zagłębiałam się w analizy prawne. Zauważałam pozorność osiągniętego konsensusu, który fetowany wśród politycznym elit, na poziomie społecznym już wtedy wyrządzał szkody. Mądrzejsi ode mnie błyskawicznie dostrzegli szereg innych zagrożeń. Część z nich właśnie się spełnia.

Bo chociaż Macedonia wskazywana jest jako lider procesu berlińskiego, czy to w reformach prawa i dostosowywaniu go do norm unijnych, czy w walce z autokratyzmem, nie może dostać upragnionego trofeum od surowego nauczyciela z Brukseli. Tym „przodownikiem” była już ponad dekadę temu, gdy drogę do rozmów akcesyjnych zamknęła jej Grecja.

Dziś, choć po raz trzeci w ciągu dekady miała to „być tylko formalność”, drzwi znowu zostały zamknięte. Tym razem przez bułgarskie weto.

monastyr riła
Monastyr Rylski, jeden z najważniejszych klasztorów w Bułgarii. Ikonostas w nim wykonał słynny macedoński artysta, Petre Filipov Garkata

Wymyślony Macedończyk

Nie będę referować tutaj konfliktu grecko-macedońskiego, bo nie to jest tematem tego wpisu. Przyznam natomiast, że mnie samą zaskoczyła głębia problemu bułgarskiego. Jak się okazuje, tlił się on od wielu lat, lecz grecki pożar skutecznie odwracał od niego uwagę.

Choć Bułgaria jako pierwsza uznała macedońską niepodległość, nigdy oficjalnie nie przyznała istnienia języka macedońskiego. W każdym bilateralnym dokumencie korzystano ze zgrabnego, technicznego określenia „oficjalny język urzędowy Republiki Macedonii” lub wytrycha: „język macedoński – zgodnie z Konstytucją Republiki Macedonii” (zatem – niekoniecznie zgodnie z tym, co myślimy my, w Sofii). Bułgarzy również nie uznają istnienia odrębnej mniejszości macedońskiej na swoim terytorium. Jednocześnie domagając się, aby każdy Macedończyk o podwójnym obywatelstwie na terenie Macedonii traktowany był jak Bułgar. Nawet w przypadku, gdy obywatelstwo to przyjęte zostało w dorosłym wieku, ze względów ekonomicznych (dostęp do unijnej edukacji i do europejskiego rynku pracy dzięki paszportowi unijnemu) i pisemnej deklaracji tożsamości macedońskiej.

Strona bułgarska utrzymuje, że historia Macedonii do roku 1944 nie istnieje – czy raczej, że przed rokiem 1944 Macedonia była Bułgarią, a Macedończycy – Bułgarami. Za twórcę „macedońskiego narodu” – tworu dziwnego i sztucznego w mniemaniu części bułgarskich polityków czy historyków – uważa Josifa Broza Tito. Premier Bułgarii, Bojko Borisov, w oficjalnych komunikatach kierowanych do swojego macedońskiego odpowiednika przestrzega przed „kradzieżą bułgarskiej historii” jednocześnie nawołując Macedończyków do uznania ich „bułgarskich korzeni”. Wtóruje mu ze wszystkich sił Ministerka Spraw Zagranicznych, Ekaterina Zacharieva.

Za wolność waszą… i waszą

Mirosław Dymarski, w kontekście walk o terytorium po Imperium Osmańskim, nazywa Macedonię „ziemią obiecaną kilku państw”: Bułgarii, Grecji i Serbii. Te państwa uzyskały niepodległość jeszcze w XIX wieku, rozpoczynając szeroko zakrojoną akcję propagandową na ziemiach, pozostających pod ich wpływem. Nie oznacza to jednak, że inne, budzące się narody, nie dążyły do uzyskania państwowości. W okresie do I wojny światowej, gdy pojawiła się szansa wyzwolenia spod panowania tureckiego, ważniejsza od tożsamości macedońskiej była tożsamość nie-turecka. Kształtująca się idea macedonizmu była marginalna, kwestią nadrzędna była bowiem niepodległość. Znamienne jednak jest, że walczący w wojnach bałkańskich żołnierze macedońscy postrzegani byli jako odmienna grupa.

Kiedy w październiku 1912 roku doszło do wybuchu pierwszej wojny bałkańskiej, Macedończycy na emigracji i na terytorium Macedonii zorganizowali oddziały, które dołączyły do wojny przeciwko Imperium Osmańskiemu. Powodem, dla którego tak chętnie przystąpili do sojuszu państw bałkańskich – Ligi Bałkańskiej – była nadzieja na utworzenie niepodległego państwa. Około 14 tysięcy Macedończyków walczyło w armii bułgarskiej w ramach tzw. Macedońskiego Pułku. W wojsku serbskim uformowano trzydzieści oddziałów macedońskich pod nazwą Narodowa Obrona i Pułk Ochotniczy. Z kolei ramię w ramię z Grekami do boju stanęła formacja Święty Pułk. Zatem dla wszystkich tych armii – greckiej, serbskiej i bułgarskiej – jasne musiały być dążenia i tożsamość bezpaństwowych oddziałów.

Militarne poświęcenie Macedończyków zakończyło się dla nich tragicznie. W wyniku podpisanego pokoju w Londynie, kończącego pierwszą wojnę bałkańską, sojusznicy podzielili między siebie Macedonię. Jednocześnie niepodległość nowopowstałej Albanii została utrzymana.

Macedończykom nie tylko odmówiono prawa do własnego państwa. Na podzielonych terenach rozpoczęto brutalną akcję, mającą na celu zniszczenie dopiero ukształtowanej macedońskiej tożsamości. Z Macedonii Egejskiej wysiedlono 126 tysięcy Macedończyków, a na ich miejsce sprowadzono ponad 600 tysięcy Greków z wysp. Rozpoczęły się rządy terroru i strachu. Narodowe manifestacje wiązały się z ryzykiem doświadczenia przemocy, a nawet śmierci.

goce delcev
Grób rewolucjonisty Goce Delčeva, znajdujący się w Skopje. Tożsamość bohatera jest najgorętszym przedmiotem dyskusji pomiędzy Bułgarią i Macedonią

Wolność dla Macedonii jest warunkiem koniecznym

Na początku XX wieku dyplomata Jan Fruziński tak wypowiadał się o sytuacji miejscowej ludności:

„Każdy mówił do Macedończyka: bądź ze mną, bo inaczej cię zabiję! A ponieważ Macedończyk nie mógł być jednocześnie Grekiem, Bułgarem, Serbem i Wołochem, więc był oczywiście masakrowany. I zdaje się rzeczą nieprawdopodobną, że po tych długoletnich krwawych zapasach istnieją jeszcze Macedończycy.
(L. Moroz-Grzelak – Obraz różnorodności etniczniej Macedonii w publicystyce polskiej z początków XX wieku w: Tożsamość narodowa w społeczeństwie multietnicznym Macedonii, red. M. Kawka I. Stawowy Kawka, s. 189)

W Macedonii ludzie, którzy nie chcieli wyrzec się macedońskiej tożsamości, pozbawiani byli kolejnych praw, w tym posługiwania się własnym językiem. Macedończycy na emigracji dążyli do zainteresowania światowej opinii publicznej kwestią macedońską. Prężnie działająca emigracja w Petersburgu ogłosiła memorandum, w którym deklarowała istnienie w Macedonii „jednolitego narodu słowiańskiego z własną historią, tradycjami, państwowością, ideałami i prawem do samostanowienia”.

Po zakończeniu drugiej wojny bałkańskiej doszło do podpisania traktatu w Bukareszcie, który również nie przyznawał żadnych praw Macedończykom. W odpowiedzi powstał Apel Macedońskich Patriotów. Skierowano go do przedstawicieli Bułgarii, Serbii i Grecji. Napisano w nim m.in.:

„Niniejszym stwierdzamy, że my, Macedończycy, nie jesteśmy ani Serbami, ani Bułgarami, ani Grekami, ale nasze serca otwarte są na wiekuistą przyjaźń z wami wszystkimi”. Apel zakończono zaś słowami: „Wolność dla Macedonii jest warunkiem koniecznym dla trwałej jedności i wolności wszystkich Południowych Słowian”.

Apel obiegł europejskie salony trzy dekady przed utworzeniem Socjalistycznej Republiki Macedonii, która weszła w skład Jugosławii. Wydarzenia, które – zgodnie z aktualną retoryką bułgarską – zapoczątkowało „wymyślanie Macedończyków” przez Tito. Wydarzenia, przed którym – zgodnie z aktualną retoryką bułgarską – nie istniała ani Macedonia, ani Macedończycy.

Więcej o działaniach i organizacjach stworzonych przez emigrację w Sankt Petersburgu: A. Zdravkovski, The Macedonian Scientific and Literary Society in St. Petersburg, 1902–1917, Budapest 2011.

Parodia demokracji

Niedawno zadano mi pytanie: Czy Macedończycy są źli na Bułgarów, że blokują im drogę do Unii? Czy Unia to tylko chęć rządu macedońskiego?

Macedoński naród jest podzielony. Chociaż był już spolaryzowany, gdy przyglądałam się wyborom w 2016 roku, to czas rządów Zorana Zaeva wbił klin jeszcze głębszy. Jest to paradoks, ponieważ poprzednie lata, gdy u władzy było VMRO-DPMNE pod wodzą Nikoli Gruevskiego, królowała retoryka nacjonalistyczna. U schyłku władzy „Grujo”, obserwować było można zalążki społeczeństwa obywatelskiego. Kolorowa Rewolucja, antyrządowe marsze, w których widoczne były albańskie i macedońskie flagi, a przedstawiciele różnych grup jednoczyli się, by sprzeciwić się rządom opartym na nienawiści i nieufności, dawał nadzieję na nowy start.

Gdy stery przejął Zoran Zaev, miał szansę wykorzystać tę falę. Wydaje się jednak, że zapomniał się zupełnie w dążeniu do celu, jakim było wejście do Unii, wymagające zakończenia konfliktu z Grecją. Kilkoma nieprzemyślanymi decyzjami ponownie nastawił przeciw sobie społeczność albańską i macedońską, co skrzętnie zostało wykorzystane i podsycone przez politycznych oponentów. Coś, co mogło być triumfem demokracji, w rzeczywistości okazało się jedynie jej parodią. W dodatku przypieczętowaną przez Unię.

Bułgarskie weto ma swoje źródła poniekąd właśnie w tej parodii. Zaev stał się symbolem zaprzeczenia macedońskiej tożsamości. Zamiast zmienić jej nacjonalistyczny wymiar na narrację inkluzywną, poszedł na skróty. Próbując stworzyć tożsamościową wydmuszkę, która zadowoli przede wszystkim Brukselę i nie urazi sąsiadów, stracił zaufanie społeczeństwa.

Przed dekadą na drodze Macedonii stanęła kolebka europejskiej demokracji. Na tej niwie jak nowotwór wyrosła mowa nienawiści i wykluczająca narracja historyczna. Dziś Macedończycy stoją przed wyborem. Przyznać się do braku korzeni i języka i potulnie wejść do Unii bądź bronić tożsamości, która przekazana została im przez rodziców i dziadków. I nie jest to pierwszy raz, jak ktoś silniejszy próbuje pisać historię mniejszego.

Kraj, który mógłby wnieść do Unii Europejskiej nową wartość, jaką jest pokojowe życie w wieloetnicznej społeczności, z powodu pokracznej dyplomacji ma coraz mniejsze szanse na życie w ogóle.

1 thought on “Zmiana nazwy to za mało – refleksja nad bułgarskim weto”

  1. Dziekuje pani dla ten prawdziwy artykul. Spor z Bulgaria, (pewnie pani wie) jest szerszy, poniewaz od 20– 25% obywateli BG, ma Macedonskie korzenie, wiec uznajac narodowosc Macedonska, znalezli by sie w troche gorszej sytuacji niz my z Albanczykamy w MK.
    W dodatku bardza duzy zbior sztuk i kolekcy historicznich, w ruznych okresach okupacji sa w Sofii.
    Po uznaniu muszeli by to oddac, a to juz problem.
    Obawim sie ze za jakis czas staniemy przed innego wyboru: federacja z Albania, z Bulgaria, z Serbia, czy z Grecja?
    Kazdy wybor jest zly.
    Niestety blad z 1913 roku przy rozbiorach, a obecnim stylem zycia nieda sie naprawic.

Comments are closed.

Scroll to Top