Każdego tygodnia dostaję kilka do kilkunastu pytań: „a co zobaczyć w…?”, „czy warto pojechać do…?”.
Moim zdaniem – w każdym miejscu w Macedonii (poza Macedonią zresztą też) można znaleźć skarb. Tym skarbem są ludzie.
Dlatego właśnie zainicjowałam cykl, które odpowiadać będzie na pytanie: „kogo zobaczyć w…”. W nim przedstawiać będę miejsca poprzez Pięknych Ludzi. I zachęcać Cię do spotkania, poświęcenia chwili czasu na rozmowę. I uważnego słuchania.
Demir Hisar, miasto leżące pomiędzy dobrze znanymi podróżującym miejscowościami – Krushevem i Bitolą. Jednak położenie równolegle do rozwiniętego turystycznego szlaku sprawia, że niewielu zbłąkanych wędrowców zatrzymuje się w mieście, które nazwę swą zawdzięcza bogatym w żelazo okolicznym górom (tur. hisar – żelazo, demir – wrota).
Skoro są już Żelazne Wrota, to może jest jakaś twierdza i królestwo?
Ano, jest. Królestwo Aleksandry Lozanovskiej.
Bavcha – czyli troska i zaangażowanie
Żelazne miasto może pochwalić się swoją własną Żelazną Damą. Alexandra należy do tych kobiet, które, jeśli nie zgadzają się z tobą, wysłuchają cię uważnie do końca, a potem natychmiast zrobią po swojemu. Konkretna, pracowita, energiczna, naturalnie przejmuje zarządzanie w każdej grupie, w której się znajduje – choćby była to kwestia zarządzania wolnymi miejscami przy stole.
Jednocześnie, jej pasja i poczucie humoru, którymi okrasza swoje opowieści, sprawiają, że słuchasz. Słuchasz z fascynacją o ekologicznym systemie nawadniania pola i uprawie tytoniu.
Bo Alexandra to marka sama w sobie. A kryje się pod nazwą moja bavcha.
Mogłabym po prostu napisać, że bavcha to z macedońskicego „ogródek”. Ale jak w wielu przypadkach, i tutaj Macedończycy mają dwa słowa na pozornie jedną rzecz. Jest bavcha i jest gradina. Bavcha wydaje się być bardziej… intymna, prywatna, otoczona większą troską i zaangażowaniem – i koniecznie z własnymi pomidorami, paprykami, może cukinią. Jeśli ktoś wkłada trud, by doglądać każdego dnia domowego ogródka, jest to bavcha. Jeśli po prostu posadził kwiatki i traktuje je automatycznym zraszaczem, to gradina.
Rodzina przede wszystkim!
Nie tylko nazwa przyszła do Alexandry sama, naturalnie. Naturalnie też narodziła się cała przedsiębiorcza działalność.
Ani w swojej przydomowej bavchy, ani na położonym za miastem organicznym poletku, Alexandra nie stosuje chemicznych środków ochrony czy nawozów mineralnych. Jak przyznaje, rezygnacja z pestycydów wiążę się z mniejszym plonem, wolniejszym wzrostem i nieporównywalnie większą ilością pracy. Jednak wielkość plonu nigdy nie odgrywała tu najważniejszej roli.
Alexandra od początku wyznawała zasadę „rodzina przede wszystkim”. I zasadę tę stosuje do dziś – najpierw zabezpiecza rodzinną spiżarnię, aby jej mąż, dzieci i najbliżsi przyjaciele odżywiali się zdrowo. Dopiero to, co zostanie, przeznacza na sprzedaż.
Jak mówi gospodyni, takie podejście pozwoliło zachować w domu Lozanovskich atmosferę sprzyjającą relaksowi, ciszy i odprężeniu. Alexandra jest zatem najprawdziwszym ambasadorem Slow Food Macedonia, do którego należy i które godnie reprezentuje. Bo tylko w takiej atmosferze, przeciwnej do pędu prędkich degustacji, można w pełni docenić cały proces, od ziarenka w traktowanej ze zrozumieniem glebie, do ozdobionego ze smakiem stołu.
Daleko od broszur turystycznych
Królestwo Alexandry to królestwo papryk. Chociaż od dawna wiedziałam już, że Macedonia w paprykowej kreatywności zostawia daleko za sobą Węgry, dopiero wizyta u Alexandry dała mi do zrozumienia, jak mało o tej kreatywności wiem.
Gdy na stole pojawiają się paprykowe pasty, nie sposób wybrać jednej ulubionej. Różne konsystencje, mieszanki składników, poziomy ostrości… Ale na tym się nie kończy! Jeśli zawitasz na królewską degustację w progi Lozanovskich, czeka Cię podróż do zapomnianych macedońskich receptur, znalezionych w zapiskach babci i mamy Alexandry, ale też zbieranych w sąsiedztwie. Próżno szukać ich w restauracjach, ba, niejeden dom stracił już oryginalne przepisy.
Na stole u Alexandry pojawią się nie tylko znane wszędzie w Macedonii sarmy czy ajvar. Kreatywność Żelaznej Damy z Demir Hisar jest nieograniczona. Chipsy z papryki z polentą, zupa z dwóch rodzajów szczawiu (nie pytajcie mnie, mój słownik botaniczny wymiękł!), przecier z dyni, kremowy i delikatny jak mus, zelnik, kaša z turšiją, pitulici… Wszystko to dania, które wpisane są w macedońską tradycję, a których brak w przewodnikach, broszurach turystycznych i degustacyjnych menu.
Przerwa na (domowego) papierosa
Czy gospodyni, która prawie wszystko ma na wyciągnięcie ręki we własnym ogródku, wybiera się czasem do sklepu?
Cóż, na pewno nie potrzebuje Lidla czy innej Biedronki. Jej bavcha zaopatruje ją nie tylko w większość warzyw i owoców, ale też w przyprawy i herbatę (mnogość ziół do zaparzania, znacznie popularniejszych niż czarna herbata w torebkach). Gdy potrzebuje octu, idzie do lasu i zbiera dzikie jabłka. W mleko, nabiał, jajka czy mąkę zaopatruje się bezpośrednio u sąsiadów, lokalnych dostawców. Tylko takie produkty, jak olej, sól czy cukier, ewentualnie banany czy pomarańcze, kupuje w sklepie.
Jak przystało na macedońską piwniczkę, także i w tej należącej do Lozanovskich nie brakuje domowej rakiji, wina, ale również nalewek czy… organicznych kosmetyków! Ale jest jeszcze jedna rzecz, dla której warto wybrać się z Aleksandrą za miasto.
Tam zobaczysz, jak… rośnie tytoń. Aleksandra wytłumaczy ci, co świadczy o wysokiej jakości liści, jak się je zbiera, ile tytoniu można uzyskać z jednej sadzonki. A potem, już podczas na paprykowym królewskim dworze, nie tylko zobaczysz suszące się liście w bavchy. Mąż Aleksandry na specjalną prośbę gościa skręca papierosa z czystego tytoniu. Oczywiście, bez dodatku chemii!
Czasami warto zaryzykować ukłucie
Moja bavcha nie szukała turystyki. Turystyka przyszła do niej sama. Wiesz, w jaki sposób czołowe drużyny sportowe pozyskują młode talenty pod swoje skrzydła? Wysyła się „łowcę” na mistrzostwa, a ten obserwuje poczynania potencjalnych podopiecznych i wybiera najbardziej interesujących.
Tak właśnie było z Aleksandrą. Od paru lat należy już do organizacji Slow Food Macedonia, w ramach której wielokrotnie uczestniczyła w targach i spotkaniach, otrzymując także wyróżnienia i nagrody za swoje produkty. I to właśnie na takich targach została dostrzeżona. Zwyciężyła nie tylko doskonałym smakiem swoich produktów, lecz również osobowością, wiedzą i sposobem jej przekazywania.
Zapytałam Aleksandrę: Gdybyś miał przedstawić siebie, swój charakter i osobowość poprzez któryś ze swoich produktów, co by to było i dlaczego?
Zastanowiła się chwilę, po czym odpowiedziała: byłabym jeżynowym slatko.
Jeżyna jest rośliną, której system korzeniowy jest rozgałęziony, wnika głęboko w grunt i dzięki temu – jest odporna na suszę i wytrzymała. Łodyga jest jednak ciernista, dlatego zbiory owoców nie są łatwe. Z drugiej strony jeżyny są bogate w antyoksydanty, witaminy, magnez… Tak, niełatwo ich nazrywać, można poranić dłonie. Ich przygotowanie wymaga wysiłku i czasu, ale na końcu otrzymujemy porcję zdrowia i przyjemności!
Oznacza to, że… czasami warto zaryzykować ukłucie, by dotrzeć do słodyczy!
Chcesz odwiedzić Aleksandrę, jej paprykowe królestwo smaków i relaksu?
Nic prostszego! Możesz wybrać się ze mną na wyprawę lub samodzielnie udać się do Aleksandry, wcześniej rezerwując u niej wizytę. Królestwo Aleksandry znajduje się w Demir Hisar, zaledwie pół godziny drogi od Bitoli i 1,5 h od Ochrydy!
Aleksandrę możesz śledzić na Facebooku i na Instagramie!
Pingback: Bitola - miejsce tylko na szybką kawę? Mylisz się! : Do Macedonii