macedonia oscar
recenzje

Bóg istnieje, a Macedonia jest wieczna

4 maja 2020

W 2019 roku świat miał okazję usłyszeć o macedońskim kinie za sprawą Krainy miodu. Piękny, poruszający film dokumentalny podbijał kolejne kraje i festiwale filmowe. Wreszcie stanął w szranki po najwyższe odznaczenie – Nagrodę Akademii Filmowej, Oscara.

Recenzję Krainy miodu znajdziesz tutaj!

Rok przed historyczną dla macedońskiej kinematografii inny film zdobywał laury od międzynarodowych jury, nie wyłączając Polski. Najpierw na Berlinale otrzymał dwie statuetki, w tym Nagrodę Jury Ekumenicznego za najlepszy film w konkursie. Tym samym jako pierwszy macedoński film dostał się do konkursu głównego festiwalu. W lipcu pojawił się na poznańskim festiwalu Transatlantyk. Kiedy twórcy Krainy miodu cieszyli się z nominacji do Oscara, film Bóg istnieje, a jej imię to Petrunia w reżyserii Teony Strugar Mitevskiej zdobył prestiżową nagrodę Parlamentu Europejskiego – LUX.

Skandal

Mitevska opowieść o głównej bohaterce, Petrunii, oparła na prawdziwych wydarzeniach. W 2014 roku z miejscowości Štip (w której dzieje się także akcja filmu) kobieta złamała niepisane prawo. Odważyła się wziąć udział w obyczaju, do którego dopuszczani byli od wieków wyłącznie mężczyźni.

Święto Objawienia Pańskiego (Vodici/Epifania) to jedno z najważniejszych świąt prawosławnych. Po uroczystościach w cerkwi procesja udaje się do najbliższego zbiornika wodnego. Tam, poprzez wrzucenie do wody poświęconego krucyfiksu, następuje jej poświęcenie. Za krzyżem rzucają się śmiałkowie. Kto pierwszy wyłowi krzyż, zapewnia sobie powodzenie w nadchodzącym roku. A także uznanie społeczne i pokaźną gratyfikację pieniężną.

Niepisane reguły dopuszczały do łowienia krzyża wyłącznie śmiałków płci męskiej. W 2014 roku Borislava Vaskova skoczyła jednak do wody wraz z kilkudziesięcioma mężczyznami i jako pierwsza wyłowiła krzyż. Parę sekund później krucyfiks znalazł się w rękach innego mężczyzny. Po krótkiej przepychance i wygwizdaniu przez obserwujących ten… zabrał krzyż i poszedł do domu. Interweniować musiała policja.

macedonia blog
Źródło: materiały prasowe

Jestem kobietą, nie idiotką

Chociaż w Štipie kapłan stanął w obronie kobiety, w kolejnych latach wielu dostojników wydało oficjalne zakazy udziału kobiet w uroczystości. Tłumaczono to społecznie przypisanymi rolami obu płci. Mężczyzna jest głową rodziny. Jeżeli kobieta zatem wyłowi krzyż, zapewniając tym bezpieczeństwo ogniska domowego, podważy znaczenie męża.

Zainspirowana tym wydarzeniem, Teona Mitevska nakręciła film, którego akcja zamyka się w niecałych dwóch dniach. Petrunia, główna bohaterka, jest przeciętną, 32-letnią kobietą ze Štipu. W dniu święta Epifanii udaje się do Skopje na rozmowę o pracę. Poniżona i napadnięta przez właściciela fabryki, wraca do miasta. Kiedy mija ją procesja, spontanicznie podejmuje decyzję. Gdy krucyfiks trafia do wody, skacze i wyławia go jako pierwsza – ku wściekłości zebranych mężczyzn.

Od tego momentu zaczyna się farsa, nieprawdopodobna dla recenzentów na północny-zachód od Półwyspu Bałkańskiego. Szkalowanie i wyzwiska, których doświadcza Petrunia ze strony mężczyzn, wydają się krytykom wyolbrzymione. Kobieta przetrzymywana jest na komisariacie, podczas gdy komendant oraz prawosławny patriarcha próbują dojść do porozumienia, które prawo ma zastosowanie: ziemskie czy kościelne? Funkcjonariusz policji zastrasza kobietę, mówiąc otwarcie: gdyby moja córka była taka jak ty, pogruchotałbym jej kości. Mężczyźni, którym Petrunia „ukradła” (jak twierdzą) krzyż, domagają się jej ukarania. Jeden, zamknięty wraz z nią, wyzywa ją od najgorszych i opluwa. Nawet wezwany prokurator zaczyna się wymownie śmiać, gdy Petrunia mówi do niego: „Jestem kobietą, nie idiotką”.

Nieprawdą jest jednak, że mężczyźni przedstawieni są wyłącznie w złym świetle. Ojciec Petruni jest opiekuńczym, troskliwym rodzicem. Na komisariacie nieśmiałą opieką otacza ją jeden z funkcjonariuszy. Nawet pop i komendant policji nie są postaciami negatywnymi, choć reprezentują siły, które doprowadziły do uwięzienia bohaterki.

blog macedonia
Źródło: materiały prasowe

Prawo ziemskie, prawo boskie

Kiedy o „Bóg istnieje…” zaczęło się robić głośno, przejrzałam parę recenzji i opisów filmu. Można było je streścić w ten sposób: dzieło Mitrevskiej to feministyczny sprzeciw przeciwko patriarchalizmowi w Macedonii. Obnaża skostniałe obyczaje i niezdrowy wpływ konserwatyzmu kościelnego na społeczeństwo. Kropka.

Mitrevska podejmuje dyskusję na Kościoła Prawosławnego. Daleka jest natomiast od otwartych oskarżeń. Świetną sceną jest rozmowa komendanta policji i popa, którzy popijając rakiję dyskutują o prawie. Nie mniej wymowne są też rozmowy Petruni z patriarchą. Przedstawiciel kleru nie jest demonizowany, wręcz sam wydaje się zagubiony. Musi dbać o dobro i szczęście ogółu, mówi Petruni. Kiedy ta pyta go, czy wobec tego szczęście ogółu pozbawia ją prawa do szczęścia, milknie.

Uczestnictwo w obrzędach, stosunek do wiary zapewniają pozycję społeczną. Niewinne pytanie dziennikarki o religijność rodziców Petruni i ich sprzeczna odpowiedź jest doskonałą, choć tak niepozorną wstawką do tej dyskusji. Wreszcie, zwrócenie krucyfiksu przez Petrunię, która „już więcej go nie potrzebuje” symbolizuje uwolnienie się z krępujących norm. Tradycji, które przestają mieć znaczenie, a są ledwie wytyczną w systemie.

Aleksander Wielki czy chińska rewolucja

Taki jest uniwersalny wymiar opowieści Mitrevskiej. Opowieści, której zarzuca się powolność, niezdarność i zasadniczy brak komentarza. Recenzentom wiele scen wydaje się niepotrzebnych, a sama wymowa filmu – niewystarczająca.

W wywiadzie dla Cineuropa Teona Strugar Mitevska mówi, że stworzona przez nią opowieść to historia bardzo lokalna. Lokalna historia, która okazała się rezonować z publiką w innych częściach Europy, zyskując uniwersalny wymiar.

Aby jednak w pełni docenić kunszt opowieści, niezbędne jest odczytanie kodów, którymi twórczyni gra z publiką. Mitrevska niemal w każdej scenie puszcza oko do widza, uderzając w mniej i bardziej wrażliwe struny macedońskiej rzeczywistości. Dramatyczna scena szarpaniny Petruni z matką skontrastowana jest kilkusekundową wstawką na komisariacie. Do funkcjonariusza na służbie dzwoni bowiem matka, a ten z telefonem przy uchu chowa się w biurze ze słowami: „Mamo, mówiłem, że nie mogę, jestem w pracy…”. Podobno w macedońskich kinach ta niewinna stawka budziła ogólną wesołość, choć dotyka niewesołego problemu: nierównego wychowania dzieci ze względu na płeć.

Wbrew pozorom temat zatrudnienia Petruni nie kończy się wraz z początkiem filmu. Nieprzypadkowo też kilkukrotnie podkreślone zostaje, co bohaterka studiowała. Z wykształcenia historyczka, nie znajdzie dla siebie miejsca. Poniższej wymiany zdań nie doceni ten, kto nie rozumie macedońskiego kontekstu:

– Historyczka? A jaki jest twój ulubiony okres historyczny? Pewnie czasy Aleksandra Macedońskiego?
– Chińska rewolucja kulturalna.

W okresie rządów Nikoli Gruevskiego, ale i po przejęciu władzy przez Zorana Zaeva historyk jest narzędziem propagandowym. Nie możesz poprzeć naszej wersji wydarzeń minionych – nie przydasz się na żadnym stanowisku.

macedonia kino
Źródło: materiały prasowe

W Skopje dzieją się rzeczy

Fantastyczną, ale całkowicie pominiętą rolą jest postać dziennikarki. Wielu recenzentom epizody z jej udziałem przeplatające się z historią Petruni wydają się niepotrzebne – a to klucz do filmu! To właśnie ambitna dziennikarka jest świadomym głosem feministycznym i antysystemowym. W przypadkowym wydarzeniu dostrzega potencjał dla ważnego społecznie materiału. Ma dziennikarską misję, ale nikogo misja ta nie obchodzi.

Doskonałym uzupełnieniem dziennikarki jest zblazowany operator kamery. W pewnej chwili z rezygnacją wypowiada opinię, która podsumowuje stosunek części mediów do macedońskiego dziennikarstwa: „Powinniśmy być teraz w Skopje. W Skopje dzieją się rzeczy”. Nawet nie ważne rzeczy. W Skopje dzieje się COŚ. W przeciwieństwie do leżącego na uboczu miasteczka.

Kamerzysta nawet nie stara się wykonywać swojej pracy poprawnie. Niedbale ustawia kadry, bez przerwy gapi się w ekran telefonu. Jak się okazuje, obstawia u bukmachera wyniki meczów – często podejmowana próba dorabiania na boku. Przy okazji ponownie wypływa temat marnych zarobków. Nawet mając pracę, trzeba szukać czegoś dodatkowo, by utrzymać rodzinę.

Próby dziennikarki są z góry skazane na porażkę. Sensu w jej działaniach nie widzi jej pracodawca, nie widzi partner zawodowy, nie widzi własny mąż, który oczekuje jej w domu, by zajęła się wreszcie córką. Sfrustrowana, opuszczona przez wszystkich kobieta wygłasza w pewnym momencie do kamery, posługując się promującym Macedonię sloganem:

– Może dlatego Macedonia jest wieczna? Bo jest na wieczność pogrążona w wiekach średnich?

Podsumowanie

Bóg istnieje, a jej imię to Petrunia nie jest arcydziełem sztuki filmowej. Po zachwycające kadry i ucztę dla oczu należy sięgnąć do Krainy miodu. Jednak film ten zasługuje na uwagę, a dla interesujących się Macedonią jest obrazem obowiązkowym.

Autoironiczna opowieść Teony Strugar Mitevskiej jest Macedonią w pigułce. Słodko-gorzki komentarz do rzeczywistości ma wymiar tak lokalny, jak i uniwersalny. A znającym nieco szerszy kontekst gra reżyserki z widzem sprawi dużą przyjemność.

A! I w przeciwieństwie do Oscarowego konkurenta – wreszcie można posłuchać języka macedońskiego.

Film obejrzysz w serwisie VOD.pl [link]

Tytuł: Bóg istnieje, a jej imię to Petrunia
Reżyserka: Teona Strugar Mitevska
Obsada: Zorica Nusheva – Petrunia
Labina Mitevska – Dziennikarka
Simeon Moni Damevski – Komendant
Suad Begovski – Patriarcha
Stefan Vujisic – Policjant
Violeta Shapkovska – Matka

Only registered users can comment.

Comments are closed.